Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Lancome – La Vie Est Belle

Perfumy marki Lancome zawsze były mi niejako obojętne. Albo były za słodkie i duszące  lub ładne – ale nie powalające. Jednak najnowszy zapach tej marki sprawił, że moje spojrzenie może się zmienić.

La Vie Est Belle to zapach, który mnie zachwycił i rozkochał, najbardziej od czasów L’Imperatrice D&G. Oczywiście pachnidła te nie mają ze sobą nic wspólnego. Ale udało im się sprawić, że na pewno nie skończę na próbce, a posiądę flakonik z największą pojemnością.

Przejdźmy do konkretów.

Nuty zapachowe La Vie Est Belle:
Nuty głowy: czarna porzeczka, gruszka
Nuty serca: irys, jaśmin, kwiat pomarańczy
Nuty bazy: paczula, fasolka tonka, wanilia, pralinka
 

Samo przeczytanie nut zapachowych sprawia, że a) chce się wąchać, b) chce się jeść. Obietnica jest naprawdę imponująca, i jak się okazuje – nie odbiega wiele od rzeczywistości.Flakonik tych perfum ma symbolizować uśmiech, i to doskonale tłumaczy, dlaczego twarzą (a może raczej uśmiechem) została Julia Roberts. Powiem szczerze, że nie przeszkadza mi to jakoś bardzo, ale uważam, że można było znaleźć kogoś lepszego. Buteleczka jest dosyć ciężka (biorę pod uwagę 75 ml), za sprawą szkła z którego jest zrobiona. Szyjka perfum ozdobiona jest śliczną organzą.

Zapach na samym początku mnie odstraszył. Po wyjściu z perfumerii byłam zła, że spryskałam nadgarstki, a nie papierek. Ogarnął mnie zapach plastikowych owoców, który kojarzy mi się z chińskimi błyszczykami do ust, które popularne były w podstawówce. Były takie wodniste i klejące. Brrr…! Co to ma być? Naprawdę się zastanawiam… Skoro producenci twierdzą, że zapach był testowany w 5000 wersji, i powstawał 3 lata (co jest pewnie naciągane) to czemu nie zrobili czegoś z tym początkiem? Może myśleli, że będzie to coś przewrotowego, ale wyszło im połączenie taniej pomadki do ust z Passion by Elizabeth Taylor.Później jednak zaczęłam odczuwać na tym samym nadgarstku coś tak wspaniałego i kuszącego, że zaczęłam się zastanawiać czy w perfumeryjnym szale nie aplikowałam jeszcze czegoś innego.
Okazało się, że nie. To właśnie było La Vie Est Belle. I wtedy zrozumiałam, że sam zapach świetnie odnosi się do swojej nazwy. Zdobyłam próbkę i  po kilkudniowych testach zdecydowałam się ocenić.LVEB po okropnym początku staje się ciepłym, słodkim i przepięknym cudem. Dominuje w nim słodycz owoców i przepych irysów i jaśminu. Nie jest to taki zwykły jaśmin, który zazwyczaj sprawia, że chwytamy się za skronie. Jaśmin jest taki  pudrowy, romantyczny. Irys zasługuje na największe brawa. Jak często pojawia się w perfumach i jak często występuje w nich dobrze? Odpowiedź brzmi – nieczęsto i nieczęsto. W La Vie Est Belle jest cudny, taki autentyczny. Nie mogę powiedzieć, żeby kwiat pomarańczy był tutaj bardzo wyczuwalny, ale może i to lepiej. Nie psuje słodyczy.

Koniec tych perfum dostarcza równie pięknych wrażeń. Tonka i paczula lekko duszą i wcale nie jest to coś złego. Pierwszy raz podoba mi się jak perfumy są lekko duszące. Wanilia i pralinka są nieziemsko słodkie i smaczne. Być może się starzeję i gust się zmienia, ale podoba mi się ta słodycz bardzo.Uważam, że La Vie Est Belle będzie królowało w sezonie jesień – zima. Pasuje idealnie na taką porę. Ogrzewa, otula, ale nie przytłacza i dodatkowo jest bardzo trwały (u mnie nawet do 9 godzin!). Już teraz wywołuje różne reakcje, na zasadzie love-hate. I chyba właśnie o to chodzi. Bo jeśli ktoś ich nienawidzi, to ktoś je kocha. Przynajmniej nie są nikomu obojętne.

Wrócę jeszcze do samej nazwy. Rzeczywiście życie jest piękne. Najpierw trzeba pocierpieć, przejść coś trudnego, aby potem zaznać szczęścia i je docenić. Dokładnie tak samo jest z tymi perfumami. Jeśli przeżyje się pierwszą fazę, to doczeka się pięknego aromatu, który nie jest spotykany często.

Tagi: ,

Podobne wpisy