Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Givenchy – Organza

Latami zastanawiałam się, dlaczego Organza otrzymała takie a nie inne
imię. Tkanina ta nie należy do najbardziej spektakularnych
(przynajmniej w moim prywatnym zestawieniu), a perfumy Givenchy należą
do tych, które potrafią przyciągnąć spojrzenie,  powalić na kolana a
następnie znokautować.

Organza
to jedne z tych perfum, które pachną tak klasycznie i elegancko, że nie
sposób nie zaliczyć ich do największych dzieł współczesnej perfumerii. Dla
mnie jednak to taka damulka z brudnymi myślami, bo Organza jest tak
głośna i odważna, że aż momentami wulgarna. Co dziwne – udaje jej się to
wszystko robić z taką gracją i rozwagą, że nie jestem w stanie jej w
niczym skrytykować.

Modna ostatnio gardenia, to
największa gwiazda tego zapachu. Jest wielka, kremowa, wilgotna i
wywołuje odruchowe rozpinanie guzików pod szyją (nawet jeśli owych nie
posiadamy). Kwiat ten oferuje nam sporo pikanterii, jego prawą ręką jest
gałka muszkatołowa. Na drugim planie mamy kwiat pomarańczowy z
bergamotką na zielonych nutach, ale ten drugi plan znika raczej szybko.
Gardenia ze swoim pikantnym doradcą pozostają z nami na dłużej.

W sercu Organzy ma miejsce wielki bal kwiatów, na który nikt nie zaprasza, ale bez pytania wrzuca w wir roztańczonego kwiecia. Piwonie, irysy, tuberoza, jaśmin (i Bóg wie, co jeszcze innego…) pląsają w gorączkowym tańcu, a na samym środku siedzi sobie tuberoza i podziwia swoich adoratorów. Jest pępkiem świata i wszystko kręci się w okół niej. Ja bym nie narzekała. I nie narzekam.

Kiedy kwiaty zwalniają tempa, ze względu na podeptane i krwawiące stopy (powiało braćmi Grimm…) na mojej skórze pojawia się przepiękna wanilia. Szybciutko zbliża się do gardenii, ujmuje jej trochę kremowości, podkręca jej słodycz, a potem obie trwają sobie w pięknej harmonii przez kilka godzin… I gdyby to było pachnidło powstałe dzisiaj, to może taki byłby koniec (nie czepiam się gardeniowego Narciso, żeby nie było!) – śyczące waniliowe brzmienia rozmywane przez piżmo… Nic podobnego! Organza to perfumy, które ze skóry odchodzą przez kilka godzin i to w wielkim stylu. Ich baza jest ciepła i bogata. Wiele trzeba się domyślić, ale na pewno wyczuwalna jest w nim ambra, całkiem wyraźnie maluje się gwajak. Wszystkie nuty idealnie się uzupełniają i choć pachnidło jest to bogate, to całkiem pokorne (mówię jego bazie).

Dla wielu osób Organza i jej siła rażenia, oldschoolowe kwiaty i bezczelność będzie przestarzała. A dla mnie Organza jest po prostu zjawiskowa, niepowtarzalna. Jest jak najwspanialsza sztuka teatralna, gdzie siedzę w widowni ze wstrzymanym oddechem i wielkimi oczami, z zachwytem obserwując. Nie potrafiłabym nosić ich każdego dnia, nie chciałabym odjąć jej szyku codzienną rutyną. Jednak gdy zapragnę czegoś powalającego i klasycznego, na pewno sięgnę po Organzę.
I wiem już wreszcie, dlaczego właśnie Organza! Pracując w salonie sukni ślubnych zauważyłam, że to właśnie sukienki z organzy najszybciej się kurzą (a raczej – kurz jest na nich najbardziej widoczny, bo może się łatwo zaczepić). Bardzo często „odkurzałam” je, by nadać im odpowiedniego blasku. I kiedy wyglądały jak powinny wyglądać – były piękne. Niewiele kobiet chciało je przymierzać, tłumacząc się ich blaskiem i bogactwem, odwagą… Kiedy już znalazła się odważna klientka, to wyglądała w takiej sukni cudownie.

I tak jest z Organzą, trzeba ją odkurzać i odświeżać, by nie straciła swojego blasku i by o niej nie zapomnieć. Bo takie perfumy po prostu muszą pozostać zapamiętane. Noszone będą przez niewielu, bo są wymagające. Jestem pewna, że kobieta, która założy Organzę z pewnością siebie, będzie w niej wyglądała (i pachniała) perfekcyjnie.

Polecam wszystkim testy tych perfum.
Trwałość: około 11 godzin 


foto 1 via fragancias1000.net; foto 2 via basenotes.net

* post sponsorowany

Tagi: ,

Podobne wpisy