Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Victor & Rolf Bonbon

Duet Victor & Rolf serwuje nam zazwyczaj wiele intensywnych doznań. Chociażby kwiatowe bomby, które okazują się być cukrowymi eksplozjami bez większego kwiecia, czy też oryginalne i przemawiające do wyobraźni flakony. W przypadku najnowszych perfum – Bonbon – szokująca okazała się dla niektórych już reklama tegoż zapachu. Nagusieńka kobieta rozmiaru double 0 petite wymalowana w kokardki siedzi po turecku z wielką flachą Bonbon zasłaniającą jej …prywatkę. Co kto lubi. Mnie się ta reklama nie podoba, ale też daleko mi do oburzenia. Nagość w reklamach stała się tak powszechna, że przestała mnie ruszać. Zazwyczaj nawet jej nie zauważam. Pozytywna strona tej sprawy – kiedy widzę ubraną kobietę w reklamie, to jestem zachwycona. Szczególnie jeśli jest ubrana dobrze.

Jak może pachnieć cukierek?

Powiem od razu – wyolbrzymienie kończy się na flakonie, przejaskrawienie na zdjęciu reklamowym. Bonbon to śliczny, uroczy słodziaczek z akcentem na lekkość i zgrabność.

Bonbon to nie jeden cukierek, a kilka różnych, które rozwijają się z papierka w różnych etapach. Początkowo Bonbon to przede wszystkim świeże, syropiaste owoce – brzoskwinia, pomarańcza i nadarynka. Wyczuwam soki tych owoców, ale są bardzo „przez mgłę” i bardziej przypominają swoje imitacje znane z kisielu albo galaretki. Jeśli miałabym określić je nazwą cukierka – to na pewno są to landrynki. Lekkie i słodkie, ale mało charakterne i zadziorne.
Kiedy perfumy osiądą na skórze na dobre i rozgoszczą się, klimat lekko się zmienia. Wyczuwam kokosanki (kokosu w nutach zapachowych nie wymieniono) – ciepłe, słodkie, ociekające cukrem. Pomimo całego tego skojarzenia stwierdzam, że zapach jest naprawdę zachowawczo słodki. Nie jest to bowiem kokos, ale kwiatowe  nuty jaśminu i kwiatu pomarańczy oblane lepkim, ciągnącym się jak nitka karmelem. Po chwili kwiaty się wyciszają, zostaje karmel a do głowy wpadają mi skojarzenia takich łakoci jak krówki, karmelki, irysy… A mimo wszystko – nie jest wcale przesadnie słodko!
W bazie Bonbon robi się o wiele bardziej spokojnie. Pojawia się drewno sandałowe i to głównie ono wiedzie prym. Oczywiście – okraszone jest tym samym ciągnącym się na metry karmelem. W tle wyczuwam ambrę i gwajak, niestety nie ma ich tak blisko by można się zachwycić i nacieszyć.
Po 8 godzinach Bonbon przestaje być wyraźnie wyczuwalny, około godzinę później już nie ma po nim śladu. Jest wyczuwalny dla otoczenia, ale nie mamy tutaj do czynienia z żadnym killerem. Bonbon to przyjemniaczek – przystojniaczek.

Muszę przyznać, że Bonbon bardzo mi się spodobał. Uwielbiam wszelkie słodziaki, więc możecie mi ufać, że ten nie jest przesadnie słodki. Planuję wrócić do niego na wiosnę, bo podejrzewam, że spokojnie poradzi sobie w pierwszych promykach odśnieżonego słońca. Bonbon budzi wyobraźnię, otula, daje poczucie komfortu. Jest to bardzo radosny zapach, który potrafi być słodki, ale przy tym bezpieczny i lekki. Specjalnie spryskałam się obficie, by sprawdzić czy ten zapach po przedawkowaniu może zabijać. Nie, jest zdecydowanie bardziej okiełznany i roztropny niż Flowerbomb. Choć tych dwóch bajek nie ma co porównywać.

Podsumowując,
CHCĘ MIEĆ TEN FLAKON!

foto 1 via imageology.co.za; foto 2 via fragrantica.pl; foto 3 via thebhd.com

* post sponsorowany

Tagi: ,

Podobne wpisy