Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Justin Bieber – Someday


Jakże mylne wrażenie może wywołać niewinne oblicze Justyniana!

Wymuskany Casanova w gotowości do podrywu, rozdaje wybrankom flakony swoich perfum. Someday? Że niby pewnego dnia na nie spojrzy? A może używanie jego perfum zwiększa szanse na spędzenie choć chwili u jego boku? Być może na fanki to działa. Perfumy Backstreet Boys kupiłabym w ciemno. Justina nie rozumiem, ale w celu pełniejszego zrozumienia jego persony i fenomenu, zrobiłam mały research.
Zaczynał niewinnie, ale z czasem zaczął szeptać dziewczętom do uszu i namawiać je do całkowitego poświęcenia i oddania. W rytmach 'mocnego bitu’ próbuje obudzić w dziewczynach kobiety. Patrząc na jego perfumy , a raczej je wąchając – obawiam się, że nie zależy mu na pięknych, pewnych siebie, wrażliwych kobietach. Zdecydowanie stawia na panny w strojach kąpielowych, wylegujące się obok basenu. Pachną one chlorem, wanilią, drinkiem (którego piją niezgodnie z prawem!) oraz nadmiarem produktów pielęgnacyjnych do włosów – oczywiście używanych przez Justina.
Początkowo Someday pachnie niemal identycznie jak Friction FCUK. Niestety, nie ma tutaj kokosów. Jest nadmiar pozbawionej charakteru wanilii oraz najbardziej pospolitych owoców wśród perfum gwiazd… czerwonych jagód! Nuda!  Pojawia się też gruszka, również sztuczna, nieprzyjemna. Someday pachnie bardzo słabo, jak masa innych zapachów. To taki masowy przyjemniaczek dla nastolatek plażujących przy muzyce idola, bądź dla tych samych dziewcząt – ale oczekujących w tłumie na koncert. Sądzę, że może się komuś podobać. Ale na mnie pachnie jak pijana belieberka.
foto1 via hermo.my

Tagi: , ,

Podobne wpisy